czwartek, 2 lutego 2017

02.02.17r.

Dzisiaj od rana byłam jakaś głodna, słabo to wyszło.
mała grahamka 200
2 łyżeczki serka do smarowania 60
krem z marchewki 160
małe jabłko 40
ta sama grahamka z serkiem 260
kawałek jakiegoś dziwnego chleba 250
razem:1010kcal
Jutro będzie lepiej..

środa, 1 lutego 2017

01.02.17r.

Zastanawiam się czy to ile jem to dużo jak na dietę czy mało? Czy 600kcal to dużo? Chyba za szybko chciałabym efektów. Chciałabym już tak wyglądać jak pół roku temu. Muszę zmienić sposób w jaki jem, bo dzisiejszy dzień nie należał do najzdrowszych.
bułka pszenna 220
2 plastry sera topionego 110
małe jabłko 40
bułka pszenna 220
2 łyżeczki dżemu 70
razem:660kcal

wtorek, 31 stycznia 2017

31.01.17r.

Dzisiejszy dzień chyba mogę zaliczyć do udanych. W szkole strasznie się dłużyło, bo od 7.25 do 14.30 a potem jeszcze korepetycje z matematyki, bo nie zostałam obdarzona logicznym umysłem, a na koniec chór. Dzień udany, bo właściwie nie miałam czasu na jedzenie. Gdy nie jestem w domu to mogę nie jeść, gdy w domu jestem to mogłabym zaś jeść cały czas. Za 25 dni dni studniówka, właściwie nie moja, ale i tak chcę wyglądać idealnie, to moja motywacja. Zważę się jak mi się miesiączka skończy, ale ogólnie oscyluję, że ważę jakieś 60kg. Moim takim goalem marzeń jest jakieś 54/53kg. Już raz tego dokonałam, schudłam z nadwagi do niedowagi w niespełna 2 tygodnie. Wiem, że potrafię, muszę tylko się maksymalnie skupić na tym czego pragnę.
Mój bilans na dzisiaj:
papryka czerwona 60
bułka jasna 220
2 łyżeczki dżemu pomarańczowego 60
kawa z mlekiem 30
krem z marchewki 160
jabłko 40
razem:570kcal
Dzisiaj kładę się spać z cudownym poczuciem lekkości. Dobranoc!

poniedziałek, 30 stycznia 2017

30.01.17r

Sama nie wierzę, że to robię i że tu jestem. Odkąd pisałam na tym blogu minęły trzy lata i mnóstwo rzeczy w moim życiu się zmieniło, a ja mimo wszystko tutaj jestem. Problem tkwi własnie w tym, że jeśli już raz wejdzie się w to bagno to bardzo ciężko z niego wyjść, jest to wręcz prawie niemożliwe, udaje się tylko najwytrwalszym. Najwidoczniej jestem za słaba, żeby w końcu dorosnąć na tyle, żeby zaakceptować swoje ciało i nauczyć się nie zastanawiać nad każdym kęsem jedzenia,żeby jeść świadomie. Popadam ze skrajności w skrajność, w mojej diecie nie ma czegoś takiego jak "umiar". Albo pochłaniam słodycze tonami, albo głodzę się przez parę tygodni i tak w kółko. Powinnam już być tym zmęczona, powinnam odpuścić, powinnam dać odpocząć mojemu ciału. Jednak presja i chęć bycia kruszyną jest zbyt mocna. Nawet próby wprowadzenia do mediów nowego "krągłego" kanonu piękna ma się na nic. Dla mnie i tak zawsze najpiękniejsze będą wystające kosteczki, cieniutka przezroczysta wręcz skóra i zaróżowione policzki. Delikatność. Coś czego pragnę odkąd pamiętam.
Jeśli ktoś to czyta, to zapraszam do kolejnej przygody, miejmy nadzieję, że ostatniej.