poniedziałek, 30 stycznia 2017

30.01.17r

Sama nie wierzę, że to robię i że tu jestem. Odkąd pisałam na tym blogu minęły trzy lata i mnóstwo rzeczy w moim życiu się zmieniło, a ja mimo wszystko tutaj jestem. Problem tkwi własnie w tym, że jeśli już raz wejdzie się w to bagno to bardzo ciężko z niego wyjść, jest to wręcz prawie niemożliwe, udaje się tylko najwytrwalszym. Najwidoczniej jestem za słaba, żeby w końcu dorosnąć na tyle, żeby zaakceptować swoje ciało i nauczyć się nie zastanawiać nad każdym kęsem jedzenia,żeby jeść świadomie. Popadam ze skrajności w skrajność, w mojej diecie nie ma czegoś takiego jak "umiar". Albo pochłaniam słodycze tonami, albo głodzę się przez parę tygodni i tak w kółko. Powinnam już być tym zmęczona, powinnam odpuścić, powinnam dać odpocząć mojemu ciału. Jednak presja i chęć bycia kruszyną jest zbyt mocna. Nawet próby wprowadzenia do mediów nowego "krągłego" kanonu piękna ma się na nic. Dla mnie i tak zawsze najpiękniejsze będą wystające kosteczki, cieniutka przezroczysta wręcz skóra i zaróżowione policzki. Delikatność. Coś czego pragnę odkąd pamiętam.
Jeśli ktoś to czyta, to zapraszam do kolejnej przygody, miejmy nadzieję, że ostatniej.

2 komentarze: